TEST: Nike Alliance Jacket
Chłód za oknem, wszechogarniająca ciemność w godzinach popołudniowych i ciągła chęć na gorącą czekoladę to znak, że za oknem na dobre już rozgościła się zima. A co za tym idzie, najwyższy czas na zmianę garderoby. Ciężkie puchowe kurtki, długie wełniane swetry, czapki, kominy i rękawiczki, choć mają swój urok, to zazwyczaj kojarzą się z brakiem swobody ruchu. Dla aktywnych i lubiących lekkość doskonałym rozwiązaniem jest kurtka Nike Alliance Jacket przeznaczona na zimowe chłody i nie tylko.
Zgodnie z opisem producenta, kurtkę wyróżnia przede wszystkim tzw. Thermore, czyli materiał zapewniający ochronę przed zimnem. Materiał ten działa na tej samej zasadzie jak Therma fit Nike – tj. izolacji poprzez uwięzione powietrze w mikroskopijnych kieszeniach.
Miałam przyjemność przetestowania tej kurtki w różnych warunkach atmosferycznych. Głównym celem mojego testu było sprawdzenie, czy kurtka sprawdzi się na podróż dla osoby w ciągłym ruchu, przebywającej nie tylko w minusowej, ale i w dość wysokiej jak na zimę temperaturze oraz wilgotności powietrza.
Kurtka Nike Alliance Jacket towarzyszyła mi podczas tygodniowego pobytu we Florencji (listopad). Pierwsze laury zebrała już podczas przymiarek w Polsce oraz przygotowań do wyjazdu. Jest bardzo lekka, poręczna, łatwo ją złożyć i schować do bagażu podręcznego przebywając w cieple portu lotniczego. Co ciekawe, nosząc ją, mimo wysokiej temperatury we wnętrzu lotniska nie przegrzałam się.
W Toskanii o tamtej porze roku była bardzo duża wilgotność powietrza, i choć temperatura wskazywała średnio 15 stopni na plusie, lekka mżawka lub opady deszczu nie były żadnym zaskoczeniem. Kurtka bardzo dobrze „pracowała” w takich warunkach. Dodatkową ochronę przed deszczem stanowił wygodny kaptur, który z kolei przy mroźnych minusowych temperaturach wraz ze ściąganymi rękawami oraz ściągaczem u dołu stanowił doskonałą otulinę, dobrze trzymającą ciepło.
Dodatnia temperatura za oknem nie oznaczała, że kurtkę można zostawić w szafie. Nie rozstawałam się z nią podczas całego pobytu. Wygodnie nosi się również rozpięta. Jest bardzo miła w dotyku.
Przed startem we florenckim maratonie kurtka zastąpiła mi folię termiczną zabezpieczając przed wyziębieniem do ostatnich chwil przed startem. Podobnie było tuż za linią mety.
Tuż po przyjeździe do Polski okazało się, że wcale nie muszę zakładać dodatkowej warstwy w postaci cieplejszej bluzy lub swetra pod kurtkę. Wystarczyło tylko zapiąć kurtkę pod szyję i założyć rękawiczki , czapkę bądź po prostu narzucić na głowę kaptur.
Do gustu przypadła mi przede wszystkim ciekawa kolorystyka i design. Pikowany materiał w bardzo żywym kolorze czerwieni świetnie dopełnia głęboki fiolet podszewki. Praktyczne są zewnętrzne, zapinane na suwak przednie kieszenie. I jak na kobietę przystało nie sposób na zakończenie nie dodać, że kurtka jest po prostu śliczna i trudno przejść obok niej obojętnie. Polecam ją każdej mniej lub bardziej aktywnej osobie na zimowe chłody i jesienną szarugę.
Autorka: Olga Hajduk, mama i biegaczka, twórczyni bloga mammyruns.pl